Pobudka o godzinie trzeciej w nocy. Szybkie śniadanie, autobus w kierunku Zakopanego. Tym razem celem naszej wycieczki jest przejście popularnego szlaku Tatr Zachodnich. Mowa tutaj o szlaku turystycznym na Grzesia, następnie Rakoń i zwieńczeniem naszej wycieczki jest Wołowiec. Dlatego udajemy się w kierunku doliny Chochołowskiej, gdzie rozpoczynamy przygodę. Szlak jest jeszcze oblodzony i zalega spora warstwa śniegu. Jednak wszystko wskazuje na to, że będzie bardzo słonecznie jak na wczesne przedwiośnie.

Po półtoragodzinnym spacerze dnem malowniczej doliny Chochołowskiej docieramy do schroniska. Gdzie spędzamy chwile, aby zjeść obfite śniadanie przed wyjściem w wyższe partie. Tam też mieliśmy okazję zobaczyć wybitnego himalaistę i taternika pana Janusza Gołębia.

Docieramy do Rakonia w towarzystwie palącego Słońca. Zdajemy sobie sprawę z tego, że krem z filtrem został w domu. Niestety następnego dnia trzeba będzie ponieść konsekwencje 🙁 Kto nas widział w kolejnych dniach po powrocie – ten wie 😀

Po krótkiej przerwie na Rakoniu zakładamy raki przed ostatnim stromym podejściem na Wołowiec. Śnieg miejscami jest zbity, idzie się świetnie, a my po chwili meldujemy się na szczycie! Niemniej jednak mozolne podejście nagrodzone jest wspaniałymi widokami. Z jednej na stronę Słowacką i groźnie opadające w jej kierunku Rohacze. Natomiast z drugiej strony wyglądający zza innych szczytów Giewont i Tatry Wysokie na dalszym planie.

Po chwili zadumy i sesji zdjęciowej kierujemy się w dół.
W lecie można skrócić drogę odbijając nieopodal Rakonia bezpośrednio do dna doliny pomijając Grzesia. Niestety ze względów bezpieczeństwa i dużej ilości śniegu poszliśmy tą samą drogą. Jednak tym razem mieliśmy ze sobą „jabłuszka” co skróciło czas powrotu 😀

Po przyjściu na parking okazało się, że nasz ostatni bus już odjechał.
Na szczęście w drodze przez Dolinę spotkaliśmy dziewczyny, które podrzuciły nas do Zakopanego. Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się w centrum i udaliśmy się na pizzę do pobliskiego „Papaja”.